Thursday, May 1, 2008

Back Boris czyli poles to the polls

Pole position

58.472 – ta liczba może zmienić Londyn. Tylu jest właśnie mieszkających w UK Polaków uprawnionych do głosowania w wyborach lokalnych, którzy mieli czas i ochotę zarejestrować się w lokalnym election office. Liczba ta wzrosła o 25% w stosunku do liczby zarejestrowanych Polaków rok wcześniej i pomimo wzrastającej liczby Polonusów powracających do kraju. Zatem historia dała nam szansę. Nasz głos jest znaczący i media angielskie już rozpisują się na temat potencjalnego wpływu polskich głosów na wynik wyborów. A jest o czym pisać.
• Livingstone wygrał poprzednie wybory z przewagą 171 tysięcy głosów.Wspomniana liczba zarejestrowanych Polaków (58.472) stanowi zatem blisko 1/3 „winning margin”.
• Jeśli frekwencja w tych wyborach będzie podobna jak 4 lata temu to liczba Polaków przekłada się na 3% elektoratu. Czy te 3 % mogą zmienić wynik wyborów?? Zapewne tak. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie sondaże z których nie wyłania się klarowny faworyt. Przewagę na granicy właśnie 1-3% ma albo Livingstone albo Johnson.

Jak głosować czyli second choice candidate.

1 maja kiedy w Poznaniu Naszość będzie uczyć lewicę harakiri, w Londynie świadomi społecznie i aktywni Polacy odbierać będą 3 różnobarwne karty do głosowania. A następnie bez zbędnej filozofii, długopis i krzyżyk. I tu można by zakończyć pisanie ale jako iż w Polsce nie milkną głosy i inne JOW-jalne krzyki na temat rewaloryzacji naszego systemu wyborczego – analiza systemu wybierania mayor’a Londynu.

Różnice zauważyłem dwie:
Second choice vote. W Londynie skreślamy dwóch a nie jednego kandydata. Nasz numer jeden i nasz potencjalny numer dwa. Second choice ma znaczenie w drugiej turze liczenia głosów do której przechodzi dwóch kandydatów o największej ilości „first choice” głosów. Wówczas do liczby uzyskanej w pierwszej turze dodaje się liczbę głosów secon choice i tak oto poznajemy naszego wybrańca. Osobiście w porównaniu z Polską preferuje ten system.
London-wide Assembly Member. Coś na kształt proponowanej ostatnio przez polityków jednej ogólnopolskiej listy wyborczej do parlamentu Europejskiego i jednego okręgu wyborczego. I to rozwiązanie również uważam za godne rozważenia przez nasze elity. I w Londynie i w Polsce istnieją przecież osobowości których aktywność nie jest ograniczona do jednej dzielnicy miasta czy województwa. Np fathers 4 justice broniąc grupy społecznej, działają na całym obszarze UK.

Car Borys vs. Red Ken

Obecnie dwóch kandydatów ma szansę uplasować się na szczycie. Sondaże wskazują, że newralgiczne dwie pierwsze pozycje zajmą Boris Johnson (konserwatyści) i Kenneth Livingstone (Partia Pracy) a pozostałych 8 kandydatów może liczyć na niewielki procent poparcia i pojedyncze sukcesy w dzielnicach. Neokomunistyczny Respect, którego przewodniczący fraternizował się z Sadamem Husajnem i występował w Big Brother’ze osiągnie pewnikiem dobry sukces w dzielnicy Tower Hamlets zamieszkałej przez ludność muzułmańską z Bangladeszu. Nacjonalistyczna BNP liczyć może na dobry wynik w Dagenham a chadecki Christian Choice w dzielnicy Newham.

Co obiecują i czym różnią się główni rozgrywający? Od razu obalam mit – jeśli nie masz poparcia jednej z głównych w UK partii to nie masz szans na najwyższe laury. I tak jest w UK i tak jest w Polsce. Wyjątki tylko potwierdzają regułę. Dlatego trudno się dziwić ze kandydaci 2 największych partii w UK w sondażach mają poparcie (46% BJ i 35% KL) na poziomie 81%. Tryumfujący kandydat bezpartyjny to taka sama bajka jak zerowe bezrobocie Keynes’a czy postulat niezależności światopoglądowej państwa. Boris zapewnia, że nie będzie jako prezydent miasta prowadził londyńskiej polityki zagranicznej. Nie będzie ambasad Londynu w Delhi czy Caracas. Od tego jest MSZ. Nie będzie też notorycznie pił whiskey na posiedzeniach rady miasta jak robi to (bez cienia zażenowania) neokomunista Livingstone. Przypomina, że to właśnie Ken zlikwidował linie obsługiwane przez legendarny autobus Routemaster mimo tego iż były najefektywniejszym sposobem podróżowania w zakorkowanym Londynie. Zamiast tego postuluje zlikwidowanie „bendy buses” czyli długich i nieprzystosowanych do londyńskich ulic autobusów przegubowych. Boris nie zgadza się na postulowaną przez Kena 25-cio funtową opłatę za wjazd do centrum miasta (congestion charge) i udowadnia, zresztą każdy gołym okiem widzi, że congestion charge wcale nie ograniczyła zakorkowania stolicy. Jest to poprostu kolejny podatek nałożony na mieszkańców przez lewicowego szefa administracji londyńskiej.

BNP i UKIP podnoszą wątek imigracji ale o wiele istotniejszy w ostatnim czasie jest problem np. zlikwidowania przez lewicowy rząd 10% stopy podatkowej dla najmniej zarabiających. Dość popularna jest opinia iż w brytyjskiej scenie politycznej role się odwróciły i Labour Party zamiast bronić working class broni obszarników i dba o interesy klasy posiadającej.
Ken słusznie zarzuca Borysowi brak doświadczenia w zarządzaniu tak ogromną instytucją jaką jest Londyn oraz bizantyjski sposób bytowania. Akcentuje ekskluzywne wykształcenie Borysa, jego zachowanie i styl i przeciwstawia je sowiemu pochodzeniu. Ken jest bliżej nas bo wywodzi się z klasy robotniczej a Borys ma zbyt ekstrawagancki akcent angielskiego i kończył ten sam co rodzina królewska college. Borys przeciwnie nie wdaje się w te niezbyt eleganckie marketingowe boje. Nie przywołuje np. związków Kena z fundamentalistami islamskimi.

Public Relations czyli Borys - you're hired!

Bezsprzecznie na polu marketingowym Ken jest o niebo lepszy od Borysa. Jego reklamówki czy hasła (LondON – włącz się w życie miasta, HolBORN – regeneracja dzielnicy) wbijają się w pamięć. Postulat zlikwidowania plastikowych toreb (dzień później ten sam zgapiony z UK postulat zgłosił w Krakowie miejski aparat PO).
Sfera Public Relations należy totalnie do Borysa. PR regionów - przy każdej wizycie daje się wyczuć ze zna problemy lokalne. I ma ogromną przewagę nad kontrkandydatem jeśli chodzi o „crowd-pulling ability” co nie tyle znaczy ze czytał LeBona ale ze jego ekspresja i gestykulacje nie zrażają tak jak picie wódy podczas sesji rady miasta czy afery z Lee Jasper’em . Identyfikacja wizualna – Johnson ma prostsze a przez to czytelniejsze materiały graficzne. Dobór kolorystyczny – tu także o niebo lepiej Borys – zieleń i błękit – akcentuje żywiołowość, świeżość, dynamizm. Zmianę, której potrzebuje Londyn. Bilbordy Kena są biało czarne i suche. Czasem jakiś fiolet czy purpura...

Polacy na listach i w mediach.

Niestety jest to absolutna porażka lokalnej diaspory. Na listach do London Assembly pełno nazwisk islamskich i żadnego swojsko brzmiącego. A przecież Polacy są w Wielkiej Brytanii nie od dzisiaj. Rozumiem, że nie można oczekiwać od tej najmłodszej ekonomicznej migracji prężnego działania, ale że zorganizowani w POSK-u i innych organizacjach Polacy, którzy wyemigrowali do UK po wojnie lub w latach 80-tych nie wykształcili odpowiednich jednostek, zdolnych wpisać się w miejski polityczny pejzaż, to naprawdę smutne.

A co o wyborach sądzą polskojęzyczne media?

W Polish Express (polska lokalna gazeta) Damian Tokarczuk wybiera kandydata, który zrobił więcej dla Polaków. I ja właśnie chciałbym zapytać, który to kandydat zrobił cokolwiek dla Polaków?? Ale trochę populizmu nie zaszkodzi... Ten sam mało merytoryczny klimat reprezentuje Magda Quandil z tej samej gazety pisząc, ze light motivem kampanii jest imigracja. Nie wiem gdzie mieszka owa dziennikarka ale w Londynie bardziej ogniste dyskusje toczą się wokół 5 terminalu lotniska Heathrow, Oyster Freedom Pass, Congestion charge czy ilości zabójstw w Londynie i skuteczności ASBO. Co ma wojna w Iraku czy imigracja do wyborów lokalnych? Honor periodyku uratował redaktor naczelny Ligus oraz Pan Zimnak. Ligus w apeluje o głosowanie przekonywająco a nie patetycznie akcentując szansę jaką mamy a Zimnak słusznie twierdzi, ze nikt nam nie obieca niczego szczególnego, bo jesteśmy narodem wybranym. Wręcz przeciwnie kandydaci traktują nas jak inne grupy społeczne bo nie mogą pozwolić sobie na faworyzowanie kogokolwiek w tym tyglu kulturowym jaki jest Londyn. Dlaczego tak jest zrozumiałem po przeczytaniu artykułu Wiktora Moszczyńskiego szef organizacji polonijnej, który biadoli, że premier Marcinkiewicz ośmielił się poprzeć konserwatystę Johnsona. Moszczyński ma nadzieje ze były polityk PIS i ZCHN, jeden z bardziej znanych prawicowych polityków poprzez neokomunistę... Osobiście myślę, że równie logicznie myślał Che Guevara w Boliwii. Polonijny działacz pisze „Polaków jako grupę imigrancką powinien zniechęcać szowinizm kojarzony ze środowiskiem konserwatystów.” A na koniec grozi „że Marcinkiewicz nie przemyślał ewentualnych efektów jakie na życie mieszkających w Londynie Polaków może wywrzeć jego deklaracja”.

Przemówienie rewelacyjne.
Na XIX plenum KC PZPR

Jak spartaczyć Euro czyli Majchrowszczyzna 2012

Kraków. Już w czasie wyboru miast – gospodarzy Euro 2012 krakowska prezentacja wyglądała (mówiąc mało dosadnie) słabo. Ale biorąc pod uwagę kierunek i styl (sławna reklama syrenki i Kopernika) prezentowania miasta Krakowa na zewnątrz (jako stolicy libacji alkoholowych) – to katastrofalna polityka kreowania miejskiego wizerunku okazuje się już tradycją. Propozycja Gdańska – super muzyka, wykorzystanie znanych twarzy czy sam rewelacyjny projekt stadiony nawiązującego do dziedzictwa historycznego, nowoczesnego planowania i architektury. Kraków?? No sami wyróbcie sobie zdanie. Ale ja osobiście nie dziwię się, że to miasto jest tylko rezerwowe na liście.

Miasto gdzie od lat rezyduje najlepsza piłkarska drużyna kraju.

Miejsce gdzie narodził się polski futbol!

Więc nastąpiła niby mobilizacja w magistracie. Pilnie zwołano posiedzenie wszystkich posłów małopolskich oraz Majchrowskiego i deliberowano jak wyjść zwycięsko z tej lekko traumatycznej sytuacji. I gdy Krakowa nie zaproszono na spotkanie 6 lutego wybuchła afera... Olaboga wszyscy krzyczą. A Majchrowski husarie wzywa i rokosz szykuje. MacDonalda winią za wszelkie zło...

I nastał dzień...

„ Każde z sześciu miast miało zaplanowaną prezentację. Występowali więc odpowiedzialni za koordynację przygotowań do mistrzostw urzędnicy magistratów Warszawy, Wrocławia, Gdańska, Poznania i Chorzowa. Kiedy prowadzący posiedzenie wywołał Kraków, zapadła cisza. I konsternacja - dlaczego nikogo nie ma?! - opowiadał GazWyb wzburzony poseł PiS-u Andrzej Adamczyk.”

Nie tylko nie było przygotowanej prezentacji. Oni nawet nie przyjechali! Czy może być gorzej??

Koordynująca w magistracie przygotowania Krakowa do mistrzostw Barbara Janik nie dalej jak trzy tygodnie temu protestowała, że Krakowa nie zaproszono na spotkanie a teraz magistrat mówi, że są „ważniejsze sprawy”! Pytam co niby jest większym i bardziej prestiżowym projektem niż Euro 2012 w Krakowie? Mityczny szybki tramwaj? Szkieletora będziecie ozdabiać bombkami??

Jacek Majchrowski szczyci się miejskim stadionem jakim wg. niego jest boisko przy Reymonta. Tyle tylko, że percepcyjne projekt nie jest apetyczny estetycznie. Wyglądem nie dorównuje stadionom zachodnioeuropejskim a i nasze polskie Gdański czy Wrocławie mają lepszą koncepcje wizjonerską. Ale pal sześć wygląd – może będzie funkcjonalny...

Będzie?? I czekać nie musiałem długo aby przeczytać jak partaczą sprawy w Krakowie... Niefunkcjonalny, choć zupełnie nowy pawilon medialny, kiepski stan murawy i zbyt małe szatnie to zarzuty do dumy wiślaków. Działaczy PZPN-u przecierali oczy ze zdumienia, gdy zwiedzali nowo powstały pawilon medialny na stadionie Wisły. - Pieniądze wyrzucono w błoto - nie ma wątpliwości Koźmiński. - Nie jestem architektem, ale trochę stadionów już w życiu zwiedziłem. Koncepcja i idea tego pawilonu są bez sensu. Sala konferencyjna ma aż osiem metrów wysokości. Można było ją podzielić na pół i zrobić dwa pomieszczenia”

Majchrowski na każdym kroku podkreśla, że stadion Wisły to stadion miejski. Że to efekt jego polityki. Strach się bać...

Czy to koniec kompromitacji?? Szukałem tych ważniejszych spraw, które spowodowały, że nikt nie zaprezentował dorobku Euro-prac w Warszawie... Aktualnie Kraków nowelizuje studium zagospodarowania i rozwoju miasta. Sprawa bardzo istotna dla każdego z miast. Wiec może to jest owa siła wyższa? I czytam o tym spotkaniu nowego pełnomocnika prezydenta - koordynatora prac nad zmianą studium zagospodarowania Krakowa - z radnymi z komisji planowania przestrzennego. „Wpadka już na starcie. Wśród zadań dla Krakowa pełnomocnik wymieniał inwestycje zakończone nawet kilka lat temu.”

Nie wierzę... Przychodzi sobie człowiek Majchrowskiego i opowiada radnym o inwestycjach dawno zakończonych, które to w głowie czcigodnego prezydenta zostaną dopiero wykonane?? Taki stan umysłu chyba poddaje się leczeniu...

Kosowo? Wolność dla Słowian połabskich!

Pawlak chce jechać do Belgradu. Jako jeden z cudotwórców silnie wierzy, ze jadąc do stolicy Serbii ujarzmi obywateli, którym zabrało się 15% ojczyzny... Nie mam pojęcia jak on to będzie robił - czy połasi się na zamianę wody kranowej w wino? Bo chyba nie myśli, ze będzie jak w Polsce - po dwóch miesiącach narciarski urlop, rząd nic nie robi wiec senat bezrobotny a media wniebowzięte... No chyba, że Pawlak pojedzie na narty do Kosowa...

Czytam co media donoszą zza naszej zachodniej granicy w której po raz kolejny odmawia się Polakom ich praw. Nie tak dawno czytałem materiał o polskich rodzicach, którym odmówiono prawa do używania polskiego języka w rozmowach z dzieckiem! Kolejną bulwersująca sprawą jest fakt iż w Niemczech Polacy nie mają statusu mniejszości narodowej, a Niemcy w Polsce nie tylko takim statusem się pochwalić mogą, ale i posłami w Sejmie!

Chyba dwukrotnie wcześniejsze rządy chciały tą sprawę bezskutecznie załatwić. Wam wszystkim, którzy tak pilnie oglądacie newsy dotyczące Kosowa polecam zainteresować się terenem Połab i Słowianami zamieszkującymi te tereny. Od lat Słowianie połabscy dążą aby połączyć ziemie przez nich zamieszkane w jeden administracyjny i autonomiczny byt. W latach gdy Masaryk (prezydent Czech) realizował swoją koncepcję neoslawizmu udawało się zmobilizować 100 tysięcy ludzi na demonstracjach w obronie Słowian Połabskich. Dziś postępująca germanizacja, ujemny przyrost naturalny i kłody rzucane im raz za razem przez administracje sprawiają, że jest ich coraz mniej... Nie wiem czy propaganda była tak silna czy pamięć jest tak słaba ale szybciej wymieniamy Osetię i Abchazję niż Połaby... My Słowianie prędzej pomyślimy o kaukaskich narodach niż o braciach tuż za granicami Polski, Albowiem to około 15 kilometrów na zachód od Zgorzelec mieszkają ludzie mówiący językiem bardziej podobnym do polskiego niż Słowacy.

Co do Kosowa to rozwiązanie jest w obecnej sytuacji chyba jedyne. Powołać trzeba Legion Słowiański, złożony ze Słowian i odbić po prostu Kosowo tak jak Chorwacja odbiła Krainę w operacji Opatja. W ciągu chwili wyrzucili wszystkich, ale to absolutnie wszystkich Serbów z tego regionu i nikt nawet palcem nie kiwnął. Oczywiście na pomoc islamskim Albańczykom przybędzie kwiat al-kaidy i wtedy dla USA obrona Kosowa przerodzi się w propagandową katastrofę. Otóż na placu boju zostaną kraje słowiańskie i prawosławne oraz USA ramię w ramię z bojownikami Al-kaidy i innymi krajami muzułmańskimi broniące Kosowa. Każdy średnio zdolny spec od PR wie jak ciężko będzie taki wizerunek obronić - zwłaszcza podczas kampanii wyborczej...

Dynastia

Partia monarchiczna czyli kult Bhutto

Nie dalej niż wczoraj przysłuchiwałem się wypowiedzi amerykańskiego publicysty, besztającego niemiłosiernie pakistańską partię ludową za bliski feudalizmowi sposób zarządzania. PPP (Pakistanska Partia Ludowa) przygotowująca się do wyborów, jest obecnie zarządzana przez 19-sto latka, syna zmarłej niedawno Benazir Bhutto. Sama Benazir przewodniczyła partii od 1979 roku, kiedy to jej ojciec Zulfikar Ali Bhutto - twórca i dotychczasowy przewodniczący został zamordowany przez wojskową juntę. Zatem czytelne jest iż demokracja wewnątrzpartyjna została w tej formacji zastąpiona przez monarchię gdzie rządzi dynastia. A wybory mają charakter fasadowy. Członkowie partii niczym sejmy koronacyjne zatwierdzają na króla Bhutto bez względu na to, ze ma 19 lat i nie jest do końca wykształcony. „Co taki 19-latek może wiedzieć o zarządzaniu największą w kraju partią?" Pyta słusznie dziennikarz.

Demokracja dynastyczna czyli amerykański wzorzec

Dziennikarz rozpaczający nad niedostatkami demokracji w azjatyckim kraju nie wziął jednak pod uwagę jednej rzeczy. W USA mamy do czynienia z prawie identyczną sytuacją! Rządzi Bush a po nim Clinton. Po Clintonie (dwie kadencje) przychodzi znowu Bush (dwie kadencje) a teraz największe szanse na demokratyczną nominacje ma kto? - znowu Clinton!!!
Rodzina Kennedy również posiada nieprawdopodobne wpływy. Wystarczy przeanalizować jaki rozgłos nadawano poparciu jakie udzielił Obamie najstarszy w rodzinie Edward Kennedy i pochodząca także z tej rodziny żona gubernatora Kalifornii. Jak litewscy Radziwiłłowie z ogromnymi ambicjami i wpływami na politycznej scenie szlacheckiej Rzeplitej.
Jeśli zatem to jest ów eksportowy wzorzec demokracji, dumałem słuchając Anglosasa, to czemu on się dziwi?? Przecież Pakistan w 100% wypełnia zalecenia! Ba nawet przypomina mi się jaką estymą w Polsce cieszył się pomysł prezydentowej Kwaśniewskiej!

Pomimo gigantycznej przepaści ekonomicznej różnice w kulturze politycznej są dość słabe. Oczywiście wysublimowany język i nowocześniejsze media sprawiają wrażenie, iż USA to niezatopiony raj demokratyczny ale prawda jest zdecydowanie inna. Dzięki JOW, zachwalanym w Polsce przez niektóre środowiska, rządzą klany a osoby wykształcone czy predestynowane do stanowisk nie zdobywają ich bo nie dysponują finansami lub nie należą do klanu. I nawet jeśli pojawi się jakaś wybitna jednostka to musi uzyskać wsparcie establishmentu (czytaj familii, klanu) aby odnieść sukces.

Wzorcowy przykład zarządzania

Dwa przykłady - Huckabee i Ron Paul. Pierwszy dysponuje groszami na kampanię i jest przedstawiany jako groźny fundamentalista. I mimo wszystko jego grass-roots campaign odnosi nieprawdopodobny sukces i poparcie w elektoracie. I to właśnie jest kwintesencja prezydentury. Zarządzanie niewielkimi finansami w taki sposób aby odnieść sukces. Dlatego Huckabee ma najlepszą kampanię. Dlatego jest najlepszym kandydatem na prezydenta. Bo potrafi nie ważne z jakimi zasobami ustalić zapewniającą sukces strategię i taktykę. Wyobrażacie sobie gubernatora z Arkansas dysponującego funduszami Romneya??
Ron Paul mimo dużej popularności w pewnych kręgach społecznych, sporych funduszy zdobywanych w internecie i dobrej strategii nie potrafi przekonać ludzi do swojej kandydatury. Marnuje swoją szansę. Czy to efekt cenzury? Raczej nie sądzę... Ilość pieniędzy zdobytych w internecie i liczba artykułów o jego kampanii świadczy o słusznej taktyce. Niestety zdolność zarządzania zawodzi...

Zdobycie jednego delegata kosztowało sztab Huckabee'ego 45 tys. dolarów
Zdobycie jednego delegata kosztowało Romney'a 654 tys. dolarów.
Wielu obserwatorów twierdziła, ze kampania Romney'a to nie była dobra kampania - to było wyrzucanie morza pieniędzy w błoto. Czy taki powinien być prezydent?? Czy w takim stylu powinien zarządzać prezydent??

Jeśli ktoś jest managerem, jeśli ktoś zna się na finansach to szybko zidentyfikuje lidera wśród kandydatów. Lidera świetnie zarządzającego finansami i mimo niesprzyjających warunków potrafiącego odnieść sukces.

Ta osoba to Mike Huckabee.

Kingmaker czyli prawybory w West Virginia

Odmiennie od innych blogerów nie będę tłumaczył i przepisywał zachodnich dzienników w salonie. Nie ma takiej potrzeby. Ciekawsze wydaje mi się po prostu analizowanie z perspektywy Polaka takowych wyników.A zachodnia Wirginia dostarczyła niespodziewanie szokujące rozstrzygnięcia, które to obozy rożnie tłumaczą. Mówi się o kunktatorstwie i oportunizmie zwolenników McCaina, którzy głosowali na gubernatora Arkansas tylko po to aby pozbawić szans Romneya na zdobycie 18 głosów z tego stanu. Że tak naprawdę to Huckabee wygrał nie dzięki swojej sile przekonywania ale kontraktowi, układowi czy innemu spiskowi. A co z głosami licznych zwolenników Rona Paul'a? Czemu oni też głosowali na Huckabee'go i co oni zyskali przez taki obrót sprawy?

Kingmaker

Prawda jest taka, że pomimo 10-krotnie większych funduszy wydanych przez Romneya i McCaina w tym stanie nie mieli oni szans na wygraną bez poparcia Mike'a „Kingmakera" Huckabee'go. Bez wątpienia pozycja byłego gubernatora Arkansas jest podobna do tej, którą pełnił przewodniczący Samoobrony w ostatnich wyborach prezydenckich. I wystarczy, że zaoptuje za Romney'em i pewna wygrana McCain'a w wyborach może być poważnie zagrożona. Pomimo zapewnień o konserwatyzmie i panującego w mediach trendu Janek McCain NIE MIAŁ NAJMNIEJSZYCH SZANS na sukces w tym stanie. Huckabee oczywiście jest przyjacielem faworyta wyścigu i uważam, ze w zależności od wyniku super wtorku, albo będzie dalej walczył o nominację (w której ma większe szanse niż Romney) albo zrezygnuje aby zostać kandydatem na wiceprezydenta w ekipie swojego przyjaciela, senatora z Arizony. Pomaga mu w tym fakt, że właśnie jego zwolennicy GOP wskazują jako swój numer jeden na stanowisko vice.

Lee Atwater czyli demokraci w akcji

Zwolennicy demokratów są zachwyceni. Nie ważne kto zdobędzie nominacje większość z zwolenników Clinton z przyjemnością zagłosuje na Obame i vice versa. W obozie republikanów sytuacja jest trudniejsza. Brakuje kandydata jednoczącego całą partie wokół swojej osoby. Spory miedzy kandydatami o to kto jest bardziej konserwatywny lub kto bardziej podobny do Regana nie są budujące. Bardzo znani konserwatywni komentatorzy nie tylko krytykują McCaina za zbytnią lewicowość ale idą o krok dalej - np. publicznie twierdzą (Ann Coulter), że bardziej konserwatywna od Janka jest Hilary i że na nią oddadzą swój głos.
Heloł??!! Co tutaj się dzieje?? Prawicowa „królowa prowokacji" zamierza głosować na Clinton?
Wg mnie jedynym wyjściem z tego tygla jest tandem McCain - Huckabee ogłoszony tuż po super wtorku. Taki tandem będzie miał przewagę po super wtorku nad demokratyczną konkurencją, gdyż spokojnie zwycięży w większości stanów ugruntowując swoją pozycję, podczas gdy demokraci będą się nawzajem brudzić różnymi newsami stosując metody a la Lee Atwater. Republikański duet cieszący się olbrzymim zaufaniem po obu flankach nurtu republikańskiego powinien wzmacniać swoją pozycję w sondażach i odnieść sukces w listopadzie.

Wilki i owieczki

Republikański duet McCain-Huckabee wygra wybory w listopadzie również dzięki temu, iż ogłoszenie wspólnego startu tuż po super wtorku skupi wokół nich większość republikanów a demokraci w dalszym ciągu pogrążeni będą w krwiożerczym pojedynku obama - clinton. Demokratyczny pojedynek jest bardzo zacięty i wszystkie metody są tam dozwolone. Już mieliśmy do czynienia np. z oskarżeniami o rasizm a z pewnością to nie koniec. Tymczasem republikański duet będzie mógł spokojnie skupiać się na pozyskiwaniu elektoratu i krytykowaniu kłócących się demokratów.

A teraz Georgia...

Prezydent Rudy Giuliani czyli zabójcze słońce Florydy

Floryda. Dzisiaj odbędzie się tam głosowanie mające istotny wpływ na dalszy przebieg wyścigu o republikańską nominację. Jest to również głosowanie kluczowe dla kandydatury Giulianiego. I biorąc pod uwagę ostatnie sondaże - ostatnie w którym będzie można zagłosować na byłego burmistrza Nowego Jorku. Przeprowadził on według mojej oceny najgorszą kampanie wyborczą w najnowszej historii.

Skoncentrował on swoją uwagę na stanach, które będą głosowały w super wtorek (takie właśnie jak Floryda, NY czy Kalifornia) i zupełnie zmarginalizował znaczenie psychologiczne początku wyścigu i zwycięstw nawet w najmniejszych stanach. Mimo ogromnych środków finansowych (47 mln dolarów) sztab Giulianiego wykorzystuje je gorzej niż załoga bogatszego Romneya ale również mniej skutecznie niż sztab Huckabee'go, który zrezygnował zupełnie z reklamowania się we florydzkiej telewizji właśnie z powodów finansowych (ma do dyspozycji tylko 2,3 mln dolarów). Dystans miedzy Huckabee i Rudy'm miesci się w granicach błędu statystycznego. Giuliani nie docenił ilości „publicity" jakie zapewniał udział i zwycięstwo w poprzedzających Florydę „primaries". Przespał początek wyścigu i gdy reporterzy donosili o najnowszych kierunkach kampanii jego sztab biernie czekał. Jak sprinter fantasta, marzył iż jego konkurenci w wyścigu o nominację gremialnie się wywrócą a on spacerkiem podbije NY i Kalifornie i pokona metę. Bo na papierze w listopadzie był nie pokonany. I biernie epatował się tymi sondażami gdy inni dysponując nieporównywalnie mniejszymi środkami wygrywali w Iowa.
A Giulianni musiał byc aktywny od początku nie tylko z powodu publicity i obecności w mediach. On musiał przekonać prawe skrzydło republikanów, że pomimo jego proaborcyjnych poglądów powinni mu zaufać. Przekonał południe stanu Floryda, gdzie silnie popiera go mniejszość hiszpańskojęzyczna. Reszta mieszkańców oparła się czarowi zdecydowanego Giulianiego, skutecznie walczącego z przestępcami i zarządzającego Ny podczas ataku terrorystycznego 9/11.
Osobiście nie sadzę aby słoneczny stan był kluczowy dla reszty kandydatów. Kolejne rezygnacje pojawią się po piątym lutego (super wtorek) a 7 lutego konferencja konserwatystów CPAC wyznaczy swojego faworyta. I ta osoba, która uzyska ich poparcie uzyska nominację republikanów. Czy McCain pogodzi się z prawym skrzydłem republikanów? To pytanie pozostaje rozstrzygające.

Wg. mnie "super tusday" przypieczętuje istnienie dwóch obozów. Lewicowemu i niewiele różniącemu się od kandydatów demokratycznych tandemowi McCain - Joe Lieberman (były senator demokratyczny, pierwszy kandydat na wiceprezydenta USA wyznania mojżeszowego) przeciwstawić tandem Romney - Huckabee, który obecnie rywalizuje o ten sam konserwatywny elektorat umniejszając wzajemnie swoje szanse.

Szanse Huckabee'go na sukces wzrosły po rezygnacji z kandydowania Freda Thompson'a, który wg sztabu pastora baptystów przyczynił się do tego iż w Południowej Karolinie to McCain zwyciężył a nie Mike. Najnowsze sondaże pokazują iż Mike prowadzi na południowym wschodzie USA (np. Georgia, Alabama, Arkansas, Tennessee).
Media wieszczą wysoką frekwencję. Około pół miliona ludzi wzięło już udział w republikańskim głosowaniu, a zarejestrowanych jest około 5mln republikanów. Floryda kojarzy się ze słońcem i huraganami. Tym razem przy urnie będzie goręcej niż na plaży a ja dla jednego z kandydatów przepowiadam również huragan. O imieniu nie mniej straszniejszym niż Katrina.

„Rudy out"

Majchrowszczyzna czyli ścięcie toporem

W Krakowie drugą kadencję miastem zarządza kandydat SLD Jacek Majchrowski popierany przez PO. Paradoksalnie za układ PO-SLD w Krakowie odpowiedzialny jest Paweł Sularz - konserwatysta (członek Młodych Konserwatystów i Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego) organizujący msze święte z okazji śmierci króla Francji Ludwika XVI, ściętego przez rewolucjonistów jakobińskich. Swoje zniesmaczenie SLD i działaniami postkomunistów podkreślał na każdym kroku do momentu gdy kandydat PO przegrał wybory na prezydenta Krakowa nie tylko z kandydatem PIS ale i SLD. Wtedy Sularz koniunkturalnie opowiedział się za współpracą z Majchrowskim oraz stał się wrogiem Rokity, wypierając tego na margines partii. Konflikt w małopolskiej PO był szczególnie nagłośniony i do tej pory oddziałowywuje na aktualną politykę partii. Raz po raz pojawiają się słuszne pomysły na zagospodarowanie Jana Marii, ale styl w jaki zabiega się o jego powrót na łono pozostawia wiele do życzenia...

Niestety ani walka z Rokitą ani popieranie Majchrowskiego nie są krokami rozważnymi a co więcej doprowadzą w przyszłości do politycznej porażki. Uwiarygadnianie Majchrowszczyzny czyli biernego, pełnego inercji stylu zarządzania miastem, gdzie zamiast nowych inwestycji mamy nowe doniesienia o np. współpracy prezydenta z SB, jego ocierających się o korupcyjne zarzuty negocjacjach czy problemach z ludźmi na listach wyborczych przypomina mi zachowanie tow. Winnickiego z filmu Alternatywy 4. Koniunkturalizm Sularza jest totalnie niezrozumiały. Nie tylko z powodów ideowych ale i politycznych. Elektorat bowiem widzi, iż nie tylko Wrocław i Warszawa ucieka Krakowowi pod względem inwestycji ale również Gdańsk (reklamowanie Gdańska np. Londynie, budowa stadionu) czy Poznań. To że mistrzostwa Europy nie odbędą się w mieście, który dysponuje najlepszą drużyną piłkarską ostatniego dziesięciolecia jest przykładem jak nieskuteczni w swoich zabiegach są aktualni włodarze miasta. Lobbing na poziomie przedszkola.

Kolejna sprawa to rozkopany od dwóch lat Rynek Główny. To przykład żenującego zarządzanie i kompletnego braku konsekwencji w procesie decyzyjnym. Gazeta Polska w 2006 pisała: „W znajdujących się pod nim podziemiach rodzina krakowskich biznesmenów o nazwisku Likus chciała stworzyć hipermarket. Pomysł popierał prezydent Majchrowski. Mimo zdecydowanego sprzeciwu konserwatora zabytków rozpoczęto tam badania archeologiczne. Przy okazji remontu rynku prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie „sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zagrażającego życiu wielu osób oraz mieniu znacznej wartości" podczas prac." Nie wspominając o długości remontu na rondzie Mogilskim...

Kolejna sprawa to katastrofalny PR miasta, na który Kraków jako turystyczna i intelektualna stolica kraju nie może sobie pozwolić. To jak często i głośno mówi się o sukcesie Wrocławia, to jak dobre publicity ma to miasto, powinno być wzorcem do naśladowania. Niestety PR spod Wawelu raz po raz określany jest jako dno. Krytykowano styl zabiegania o Euro 2012 dla Krakowa, politykę prezentująca Kraków jako stolicę plebejskiej rozrywki czy negocjacje ze spółka Forte, która według niektórych może zakończyć się finansową zapaścią miasta.
Od lipca 2007 Kraków jest drugim miastem w Polsce pod względem ilości mieszkańców (wyprzedził Łódź). Fakt ten wogóle nie jest wykorzystywany w promowaniu miasta lub informowania o nim.

Kraków od wielu lat lideruje w organizowaniu najlepszej i największej imprezy sylwestrowej w kraju. I tu także w roku 2007 (po raz pierwszy od dziesięcioleci) zarząd zawiódł. Okazało się, iż w opinii większości uczestników i obserwatorów lepszą imprezę pod względem artystycznym, i liczniejszą jeśli chodzi o uczestników, przygotował Wrocław.

Doszło do tego iż grupa krakowskich specjalistów zajmujących się public relations utworzyła stowarzyszenie Kraków PR, pragnące wspomagać władze miasta w jej polityce informacyjnej...